Politycy majstrują przy emeryturach. Minister finansów zamiast wziąć się za prawdziwe reformy (np. opodatkowanie bogatych rolników, likwidację przywilejów służb mundurowych, górników, zracjonalizowanie zasiłków), zmienia zasady odprowadzania składek do OFE. Eksperci ostrzegają, że to skończy się źle. Dlaczego?
Obecnie OFE prowadzone przez Powszechne Towarzystwa Emerytalne (PTE) są ważnym uczestnikiem rynku kapitałowego. Dysponują zebraną w ciągu 11 lat trwania nowego systemu emerytalnego ponad 200 mld zł, które inwestują w akcje, obligacje, bony pieniężne.
Dzięki tym pieniądzom rozwija się polska gospodarka: prywatne firmy oraz państwo, które przecież sprzedaje obligacje i bony skarbowe. Bez tych aktywów grozi nam stagnacja, przedsiębiorstwom będzie brakować środków na realizację planów, na rozwój (nie wszystkie mogą otrzymać kredyt bankowy, zresztą emisja akcji jest tańszym rozwiązaniem).
Obecnie do OFE trafia 7,3 proc. naszej pensji. Pozostała część składki (12,23 proc.) wędruje do ZUS-u, który przeznacza te pieniądze na wypłatę bieżących świadczeń. Na tym właśnie polega system repatriacyjny - obecnie pracujące pokolenia finansują emeryturę starszych.
Istnieją ściśle określone zasady, jak OFE mogą inwestować powierzone im środki. Stanowią one, że za maksymalnie 40 proc. mogą kupić akcje i maksymalnie 5 proc. mogą lokować na rynkach zagranicznych. Resztę przeznacza się na papiery dłużne, w tym w zdecydowanej większości na obligacje skarbu państwa.